Koncert noworoczny 2018
fot, Łukasz Woźny, Życie Uniwersyteckie

Koncert noworoczny

20 styczeń 2018


Nastrojowo, bo przy dźwiękach kolęd upłynął tegoroczny Koncert Noworoczny. Wspólne kolędowanie to zwyczaj cieszący się długą tradycją i nadal praktykowany w wielu polskich domach. W tym roku za sprawą Chóru Kameralnego kolędę Lulajże Jezuniu odśpiewała wspólnie publiczność zgromadzona w Auli Uniwersyteckiej. Ach, co to był za śpiew! Trudno odmówić temu wydarzeniu domowej atmosfery.

W ten, zdaję się jedyny wieczór w roku, w Auli spotykają się pracownicy Uniwersytetu, by wspólnie, na zaproszenie Rektora, przywitać nowy rok. To niepowtarzalna okazja do złożenia życzeń tym znanym i mniej znanym „kolegom” z pracy a także, a może przede wszystkim, by posłuchać tego, co na Uniwersytecie brzmi najpiękniej, czyli chórów akademickich.

Tegoroczny repertuar pokazał, że kolędy można śpiewać różnie. Można podejść do nich jak do zadania wokalnego i realizować „na własną nutę” – tak wykonał je w tym roku Chór Kameralny, prezentując energetyczne, zwariowane „kawałki” ze zmysłową nutą... Można też bardziej nastrojowo i eterycznie, jak to uczynił Chór Akademicki. Oba wykonania połączył naukowy komentarz prof. Rufina Makarewicza, który w tym roku poprowadził I część koncertu. Jako akustyk, muzyk, chórzysta i profesor z długoletnim stażem miał wiele do opowiedzenia, zwłaszcza, że na dźwięku, i nie tylko na nim, zna się jak mało kto. Dzięki niemu prawdopodobnie częściej spoglądać będziemy na sklepienie Auli, może też bardziej docenimy jej wyjątkową akustykę.

Kolędowo, a dlaczego nie noworocznie? Atrakcją tegorocznego koncertu był występ Orkiestry Filharmonii Poznańskiej pod dyrekcją Łukasza Borowicza. Tę część poprowadziła, tradycyjnie już, Ewa Kolanus. Występ filharmoników udowodnił, że muzyka klasyczna może być inspirująca i żywiołowa, a muzycy miewają poczucie humoru. Utwory Johanna Straussa brawurowo zagrane, wyreżyserowane batutą Borowicza wyczarowały atmosferę rodem z najlepszych sal koncertowych, tak bardzo kojarzącą się z początkiem nowego roku. (mziol)

Z Magdaleną Kalawską organizatorką koncertów (nie tylko noworocznych) rozmawia Magdalena Ziółek

W tym roku po raz pierwszy bilety na Koncert Noworoczny rezerwowane były on-line. Skąd ten pomysł?

To, co obserwuję od kilku lat, to rosnące zainteresowanie koncertem. Pamiętam czasy, kiedy był on całkowicie otwarty dla publiczności. Potem, ze względu na rosnące zainteresowanie, wprowadziliśmy bilety, które udostępnialiśmy w kasie Auli Uniwersyteckiej. To się nie sprawdziło, ponieważ zaproszenia były darmowe, ludzie brali ich więcej obdarowując znajomych i krewnych. W efekcie, mimo braku biletów w kasie, krzesła na sali były puste. Aby uniknąć takich sytuacji postanowiłam, że będę je sama rozprowadzać, wydając po 1 podwójnym zaproszeniu na pracownika. To było skuteczne, ale też bardzo uciążliwe. Bywało, że w dniu, w którym rozpoczynałam wydawanie biletów kolejki ustawiły się na długo przed otwarciem biura. Ludzie, zwłaszcza ci starsi, byli zdenerwowani sytuacją, rozdrażnieni, że muszą czekać. Zdarzały się sytuacje, że winą za ten stan rzeczy obarczano mnie. Próbowano wymusić bilety, których nie miałam. Pamiętajmy, że nasza społeczność liczy, jeśli włączymy do tych wyliczeń studentów, prawie 50 000 osób, a Aula Uniwersytecka może pomieścić zaledwie 903 osoby. Część z tych miejsc jest zarezerwowana dla VIP-ów. To jest prosta matematyka!

No, ale i w tym roku nie obyło się bez krytyki? Wiele osobom nie udało się pobrać biletu.

Tak. Bilety rozeszły się w ciągu pierwszej godziny. Już w pierwszej sekundzie mieliśmy 70 zgłoszeń. Niestety, wygrali Ci, którzy po bilet zgłosili się pierwsi. Na pewno problem z zalogowaniem się do systemu miały osoby starsze. Staraliśmy się w miarę możliwości pomagać.

Ale w Auli były wolne krzesła, mimo że każdy z pracowników mógł pobrać tylko jedno podwójne zaproszenie?

Jeśli zwróciłaś uwagę, były to miejsca w pierwszych rzędach, a to strefa dla VIP-ów. Niestety, bardzo często zdarza się, że zaproszeni potwierdzają obecność, a potem nie przychodzą. Takie sytuacje nie są rzadkością. Szkoda, bo, jak już mówiłam, zainteresowanie koncertem jest bardzo duże. Jest wiele osób, które chciały przyjść, ale nie miały biletów. Szkoda.

Koncerty są naszym małym wewnętrznym świętem; nie zawsze tak było.

To prawda, miałam okazję obserwować, jak na przestrzeni ostatnich lat ewoluowała ich formuła. Początkowo przyświecała im idea, aby zaprezentować zespoły muzyczne działające na Uniwersytecie. Pierwsze koncerty nieco różniły się od tych dzisiejszych. Ale z biegiem czasu zmieniał się nie tylko repertuar, który poszerzano o nowe utwory i wykonania. Zmienił się też poziom artystyczny wydarzenia. Na scenie zaczęli pojawiać się goście, a koncerty stały się czymś na kształt swego rodzaju lokalnego wydarzenia, na które wielu pracowników czeka przez cały rok.

Magdalena Ziółek, Życie Uniwersyteckie