Koncert Noworoczny z niespodziankami
fot. Kazimierz Fryś

Koncert Noworoczny z niespodziankami

8 styczeń 2004

Z roku na rok coraz popularniejsze noworoczne spotkanie z muzyką, na które zaprasza JM Rektor, pobiło rekordy powodzenia. W czwartkowy wieczór 8 stycznia, Aula była pełna już na kwadrans przed siódmą. Gwałtownie dostawiano krzesła, a i tak sporo ludzi podpierało ściany. To pierwsza niespodzianka! Dwie następne sprawił prof. Stanisław Lorenc w słowie wstępnym. Życząc wszystkim stanom uniwersyteckim pomyślnego i zdrowego Nowego Roku oraz witając gości, m.in. wojewodę i marszałka woj. wielkopolskiego, zapowiedział niespodziankę: dla ducha — w formie szczególnie pieczołowicie przygotowanych występów obu chórów UAM i drugą — dla ciała — bliską wypłatę „trzynastki"! Owacje zatem rozbrzmiały przed muzyką, zaś przyczyna oklasków niewątpliwie podniosła atmosferę, szybko jednakże duchowe wartości ją zdominowały.

Stało się to dzięki urokliwym melodiom oraz starannie podanym słowom polskich kolęd i pastorałek - w znakomitym wykonaniu Chóru Kameralnego Krzysztofa Szydzisza i solistki Aleksandry Lewandowskiej. „Z raju pięknego miasta", pieśni naszych czasów, autorstwa D.D. Kwiatkowskiej, weszliśmy od razu w świat żłóbkowych tajemnic narodzenia Pana i pasterskich odwiedzin, wyrażonych w prostych opracowaniach (A. Nikodemowicza) utworów mniej, bądź zgoła w ogóle nie znanych, by z kolei znaleźć się pośród kolędowych „przebojów", we współczesnych aranżacjach (J. Kostki) z najbardziej wzruszającymi — „Oj maluśki. maluśki" (opr. F. Stankiewicza) oraz „Gdy śliczna Panna", prawdziwym arcydziełem J. Maklakiewicza. Na koniec Starsi Panowie Dwaj — w chóralnym przetworzeniu — „rozsypali" swój przeuroczy Snieg" (opr.A.Borzyma), a cała sala, pod ekspresyjną batutą prof. Szydzisza, dodała wspólną kolędę na paręset głosów.

Ów świąteczny przekładaniec miał jeszcze rodzynki w postaci „pięciu wejść" senatora dr. Włodzimierza Łęckiego. Znany regionalista mówił (ciekawie. dowcipnie i...krótko !) o jedzeniu i piciu, o prezentach i ich doręczycielach, o tradycji i przyszłości wielkopolskich zwyczajów gwiazdkowono-worocznych. M.in. próbował dociec, dlaczego mamy u nas wsie: Czarty, a brak Aniołków, są miejscowości Piekło i Czyściec, a gdzie Niebo? „Może Wydział Teologiczny by się tym zajął ?" — zawołał senator, po czym udaliśmy się na przerwę.

Tuż po niej, przy mikrofonie stanął prorektor Bogdan Walczak, komunikując, iż dziekan wyżej wymienionego fakultetu, za pomocą telefonu komórkowego (aluzja do co rusz dzwoniących na sali), zwołał nadzwyczajną radę Wydziału i przekazał jej uchwałę następującej treści:

Stwierdzamy to z rozbawieniem
i sarkazmem na poły. 
niepotrzebne nam Aniołki,
gdy w obu naszych chórach
śpiewają Anioły. Brak wioski Niebo też nas
nie stawia w potrzebie.
Słuchając naszych chórów,
czujemy się jak w Niebie.

Tymczasem estradę zajął Chór Akademicki Jacka Sykulskiego, omal prosto z kolejnego tournee po USA, by swojej wspólnocie uniwersyteckiej zgotować noworoczny prezent w formie iście amerykańskiego show. Od słynnej „Cichej nocy" F. Grubera, lecz w opr. M. McGlynna i przez cały świat śpiewanego hitu „The Little Drummer Boy", po staroangielskie motety, przetworzone dzisiejszymi aranżacjami, do piosenek dobrych na każdą okazję, a w karnawale szczególnie miłych. Były zatem wspomnienia Beatlesów z nieśmiertelnymi „Ob-la-di, ob-la-da" i ,Michele", był „Chili con care" Edenrotha oraz bodaj najsłynniejszy przebój zespołu Queen „The show must go on". Mieliśmy także dwa akcenty polskie: S. Krajewskiego „Niech żyje bal" i J.K. Pawluśkiewieza ,Niepewność" do Mickiewiczowskich słów „Czy to jest miłość, czy to jest kochanie...? Chór, bawiąc publiczność, sam się bawił. Perfekcyjnym śpiewem, ale i ruchem, gestem, rekwizytem. Ujawnił też kilkoronowych, ciekawych solistów i nową, męską grupę wokalną.

Cały wieczór zaś po raz kolejny potwierdził, jak cenną wartość artystyczną i wychowawczą stanowią obydwa zespoły uniwersyteckie. Cieszą — uszy i...oczy — ciągłym rozwojem, świeżymi propozycjami, spontaniczością i radością swych kreacji. Ciężko zapewne pracują na te efekty, pod batutami nieprzeciętnie utalentowanych i wymagających szefów. Z pewnością więc na niejedną jeszcze niespodziankę mogą liczyć, tak butni ich słuchacze.

Życie Uniwersyteckie Nr 1 (129) styczeń 2004