Złotą Lutnię i worek nagród przywiózł ponownie z Legnicy Chór Kameralny UAM (1998)
fot. Szymon Szulc

Złotą Lutnię i worek nagród przywiózł ponownie z Legnicy Chór Kameralny UAM (1998)

maj 1998


Rozmawiamy z dyrygentem Krzysztofem Szydziszem

W ostatnich dniach maja br. odbył się 29 Ogólnopolski Turniej Chórów „Legnica Cantat", doroczna, najbardziej prestiżowa impreza krajowej chóralistyki. Chór Kameralny UAM, który po raz drugi wystąpił na tym festiwalu-konkursie, ponownie otrzymał główną nagrodę, tym razem już Złotą Lutnię im. Jerzego Libana, a także kilka laurów dodatkowych: puchar prezydenta RP, nagrody ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz dyrektora Programu LI Polskiego Radia. Krzysztof Szydzisz, jako najlepszy dyrygent turnieju, zdobył Nagrodę Marszałka Senatu RP.

- Jak to się stało - pytamy ozdobionego tylu laurami chórmistrza, że zaledwie po rocznej przerwie Pański chór odniósł w Legnicy znów tak wszechstronne sukcesy?

- Pytanie z serii trudnych. Decydując się na udział w konkursie, nie zastanawiam się nad nagrodą. Interesuje mnie nade wszystko muzyka. Staram się ją w miarę dokładnie realizować, tak jak jest w partyturze, dodając jedynie element własnego poglądu wykonawczego. Jeżeli to się uda, to jest jakiś sukces. W tego typu imprezach sprawdzam zespół, jego zdolność do koncentracji w ciągu tych 15-20 minut programu, jakie mamy do dyspozycji. Muzyka jest sztuką tworzoną w czasie. Bezpośrednio, na bieżąco. Nie ma możliwości poprawek, cofnięcia się, wzięcia innej barwy, wymazania gumką... To jest trudne zadanie w każdym koncercie. Najpiękniejsze zamierzenia bywają rozproszone przez chwilowy brak uwagi. Trzeba zatem nieustannych ćwiczeń koncentracyjnych.

- Czym różnił się ten festiwal od poprzedniego, w którym uczestniczyliście?

- Naszym doświadczeniem. Dla mnie większym zaskoczeniem było zwycięstwo dwa lata temu. Wówczas liczyliśmy na jakieś wyróżnienie, a nie od razu na główną nagrodę. Teraz stawałem do konkursu z obciążeniem faworyta, od którego wiele więcej się oczekuje. Tymczasem różnie bywa.

- Z jakim repertuarem wystąpiliście w Legnicy?

- Organizatorzy jak zwykle wyznaczyli tylko czas występu - 20 minut, pozostawiając swobodę doboru programu. Oceniano jednak ten wybór. Położyłem akcent na XX wiek z dość szerokim rozrzutem geograficznym. Pokazałem więc utwór skandynawski „Benedictio" kompozytorki fińskiej Urmas Sisask, urodzonej w 1960 r., dwie przepiękne pieśni estońskie Venljo Tormisa z cyklu „Przemija lato", pastisz madrygału kompozytora duńskiego Johna Hoybye'a, który wykorzystując materiał dźwiękowy starej pieśni, „namalował" nowy utwór, biegający po stylach, fascynujący rytmicznie -od bardzo starych klasterów do rocka i jazzu. Zaśpiewaliśmy też cudowną, mało znaną polską pieśń „Kwiecień" Henryka Opiefislciego w opracowaniu Stanisława Wiechowicza, opartą na tekstach Mickiewiczowskich.

- To wszystko nowe pozycje, dotąd w Poznaniu nie wykonane.

- Rzeczywiście. Raz tylko dotknęliśmy tego programu w czasie koncertu majowego w auli. Przygotowywaliśmy się do Legnicy, niestety trochę na ostatnią chwilę, a niektóre rzeczy były bardzo trudne, zwłaszcza rytmicznie. W pewnym momencie naszego występu nogi mi zadrżały, gdy przez niezasłonięte okna nieoczekiwanie przebiły się ostre promienie słońca, prosto w oczy drugiego rzędu chóru. Na moment straciliśmy z sobą kontakt.

- A jak wypadli konkurenci?

- Nie wiem, bo nie słyszałem nikogo. Niestety tak się dzieje w większości konkursów. Występowaliśmy jako przedostatni. Przyjechaliśmy do Legnicy w tym samym dniu, by zminimalizować koszty. Poza tym nie pozwalam swoim chórzystom słuchać innych zespołów przed naszym występem, by nie rozpraszać uwagi.

- Czy wielka radość zapanowała w chórze po ogłoszeniu werdyktu?

- O tak! Mnie osobiście szczególną satysfakcję przyniosła nagroda H Programu Polskiego Radia, kierowanego przez Edwarda Pałłasza - za brzmienie chóru. Ten nasz walor podkreślono po raz pierwszy. Grand Prix ucieszyła też około 50 uczestników towarzyszącego turniejowi seminarium chórmistrzów, którzy zwykle tworzą własne jury i przyznają niezależną nagrodę.

- Nieomal prosto z Legnicy polecieliście do Grecji.

- W miejscowości Kifissia, bogatej, ekskluzywnej dzielnicy Aten, odbywał się już dość znany festiwal. I tutaj mieliśmy okazję nie tylko udanego muzykowania, lecz także kulturoznawczego zbliżenia z gospodarzami, dotknięcia kolebki kultury europejskiej, poznania zwyczajów, kuchni, okolicy. To szalenie ważne, zwłaszcza dla chóru uniwersyteckiego.

- Rozmawiamy w przededniu następnej zagranicznej podróży.

- Tym razem droga wiedzie nas do Kilonii w Niemczech. To rewizyta składana Chórowi Uniwersytetu Christiana Alb-rechta, który gościliśmy w Poznaniu w maju ub.r. W lipcu będziemy w Anglii, na konkursie chóralnym w miejscowości Llangdlen. Zapowiada się tam bardzo ciekawa i ostra konkurencja. Tylko w naszej kategorii zgłosiło się około 30 zespołów. W całej imprezie ma uczestniczyć 3 tysiące śpiewaków. Festiwal, notowany we wszystkich rankingach europejskich, odbywa się w wielkim namiocie.

- Serdecznie gratulujemy sukcesów w Legnicy i trzymamy kciuki za powo-dzenie na kolejnych festiwalach i konkursach.

Rozmawiał Romuald Połczyński

Na tym festiwalu Chór Kameralny odniósł kolejny wielki sukces - II miejsce w kategorii chórów mieszanych. Relację z wyjazdów wakacyjnych chórzystów UAM zamieścimy w następnym numerze. 

Życie Uniwersyteckie Nr 7-8  (63-64) lipiec-sierpień 1998