Zmora sesji... nagraniowych (1997)
fot. Michał Kandulski

Zmora sesji... nagraniowych (1997)

1997

Chór Kameralny UAM został wytypowany przez Program H Polskiego Radia do europejskiego konkursu chóralnego „Let the people sing".

Pozwól kurze grzędę, ona - „wyżej siędę" - przysłowie to dobrze ilustruje działalność naszego chóru po zwycięstwie w legnickim konkursie w zeszłym roku. Nagle zewsząd posypały się zaproszenia na rozmaite festiwale, przeglądy i konkursy, krajowe i zagraniczne. Na większość z nich „czynnik decyzyjny" naszego zespołu (w osobie Krzysztofa Szydzisza) musi odpowiadać odmownie, ze względu na ogrom pracy, jaki stoi przed nami (czytanie sporego, nowego repertuaru). Nie zapominamy także o obowiązkach względem macierzystej uczelni, co również wymaga pewnego zaangażowania, także czasowego.

Chór zgodził się wziąć udział w konkursie „Let the people sing" Europejskiej Federacji Radiowej (do której należy program 11 PR). Jest to, jak utrzymuje nasz dyrygent, konkurs prestiżowy, ale przede wszystkim bardzo trudny - o czym przekonaliśmy się już w trakcie przygotowań do pierwszego etapu.

W przeglądzie bowiem bierze udział nie występujący "na żywo", zespół, lecz to, co z jego kunsztu zarejestruje słuchacz tyleż obiektywny, co bezlitosny - mikrofon. Międzynarodowe jury złożone z chórmistrzów i muzyków ocenia nagranie 30-minutowego programu, przesłuchując taśmę tyle razy, ile danemu jurorowi się spodoba.

Taki charakter konkursu powoduje rozliczne trudności natury warsztatowej, którym musiał sprostać także i nasz zespól. O ile bowiem w czasie koncertu, gdy jurorzy wraz z pozostałymi słuchaczami mają z chórem pełny kontakt, również pozamuzyczny, wobec czego umykają ich uwadze drobne potknięcia (normalne w chóralistyce), o tyle mikrofon wychwyci je bezbłędnie. Przekonaliśmy się na własnej skórze w ciągu trzech długich nocy w auli UAM, na czym polega różnica pomiędzy śpiewaniem na koncercie, a nagrywaniem. No cóż. mimo wszystko wolimy żywą publiczność, i większą od dwojga redaktorów radiowych (skądinąd przemiłych i niezastąpionych). Okazało się bowiem, że nie tak łatwo jest zrobić stuprocentowo „czyste" nagranie. I nie chodzi tu bynajmniej o muzykalność, czyli interpretację muzyki. Główną zmorą długich sesji nagraniowych byty wspomniane już drobne błędy - chyba każdego z nas (chór liczy prawie 30 osób...). Pociągały one konieczność wielokrotnego powtarzania utworów od początku - po kilkanaście, a niekiedy kilkadziesiąt razy. Za dwudziestym trzecim razem należało oczywiście włożyć w muzykowanie tyle samo serca i temperamentu, ile przy pierwszym wykonaniu. Zbawiennie działało wtedy poczucie humoru, którym członkowie zespołu dysponują w nadmiarze. Efektem trzech długich nocy spędzonych w auli UAM było 30-minutowe nagranie, a w nim: P. Cón, „Tempus"; J. Brahms, „Verlorene Jugend" i „Letztes „II est bel et bon"; Cykl trzech pieśni chasydzkich.

Eliminacje trwały około pól roku. Konkurs został rozstrzygnięty pod koniec maja. Był naprawdę trudny, ale też gra okazała się warta świeczki. Występowały zespoły na średnim poziomie europejskim - była więc okazja weryfikacji naszych umiejętności. W kategorii chórów akademickich rywalizowalo 15 zespołów. Zajęliśmy wśród nich piąte miejsce; uważamy to za sukces. Wiemy też, ile pracy jeszcze przed nami. Całe szczęście, że tak przyjemnej i w tak miłym gronie...

Łukasz Ferchmin
Życie Uniwersyteckie Nr 1-6 (45-50) styczeń-czerwiec 1997